sobota, 5 października 2013

One-shot 1



Ochronię tych których kocham!
„Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.”
Mark Twain

Widziałam zwłoki moich przyjaciół. Opadające bezwładnie na ziemie ciała. Zakrwawione twarze. Głębokie rany. Połamane kończyny. Trawę śliską od szkarłatnej cieczy.
Nasza liczba dramatycznie malała.
A ja leżałam na skraju pola walki. Chroniona. Chronił mnie mój ukochany, Natsu. Był zmęczony. Ranny. A ja nie mogłam mu pomóc. Ledwo stałam. Zabrali mi moje klucze. Moich przyjaciół. Odebrali moc poprzez próżnię.
A on, właśnie toczył walkę. Przeciwnicy byli silni. Bardzo silni.
Teraz jeden z nich zadawał mu rany, sprawiał ból.
Z moich oczu popłynęły srebrzyste łzy.
- Natsu… - wyszeptałam jego imię. Przynosiło mi ulgę i ukojenie. Samo słowo. Napawało nadzieją. Natsu – lato. Obietnica słońca i ciepła.
- Nie martw się, Lucy. – powiedział i uśmiechnął się do mnie przez ramię. – Nic ci się nie stanie.
Stracił gardę.
Przeciwnik to wykorzystał. Przebił jego serce ostrym mieczem. Trysnęła krew.
Zbladłam. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Rozdzierający powietrze jak zatruta strzała.
- Nie!!!
Jego ciało upadło na ziemię przede mną. Pochyliłam się nad nim. Miał otwarte oczy. Zdziwione. Usta lekko otworzone.
- Lucy. – wyszeptał moje imię z miłością. – Kocham cię. Uciekaj.
- Nie… - szepnęłam. - z moich oczu spływały łzy i lądowały, rozpryskując się, na jego policzkach. Podniosłam wzrok i ujrzałam tego, który chciał go zabić.
Był to wysoki i postawny mężczyzna z długimi, szkarłatnymi włosami. Pogardliwy uśmiech wykrzywiał mu usta, oczy patrzyły z satysfakcją na śmierć mojego ukochanego.
Tego było za wiele.
Cały mój ból i cała rozpacz zamieniły się we wściekłość. Furię.
Moje uczucia dawały mi siłę. Dawały moc.
Wstałam, a moją postać otoczył krąg światła. Nie uranometria. Tak zabiłabym i moich przyjaciół.
Włosy uniosły mi się w górę. Czułam moc w każdej komórce mojego ciała. Otoczyło mnie światło. Potężne.
Zrobiłam krok w przód.
- Lu… cy – usłyszałam jego głos. Ale nie zatrzymałam się. Byłam pewna tego co robię. Stawiałam pewne kroki.
Tam gdzie postawiłam stopy, trawa się odradzała. Krew znikała, rany się goiły, dawałam siłę moim towarzyszom.
Wrogów to światło raziło. Odbierało siły, wysysało życie.
A ja kroczyłam przez całe pole bitwy. Podążałam ku jego środkowi. Tam właśnie walkę toczył mistrz Makarov i przywódca Bractwa Sin.
Dotarłam na miejsce. Oboje jakby na mnie czekali. Stali naprzeciwko siebie i patrzyli w moją stronę. Nosili na ciałach ślady walki. Mistrz miał zdecydowanie poważniejsze rany.
Spojrzałam na białowłosego mężczyznę. Włosy sięgały mu pasa, skóra była przerażająco blada, jasne oczy patrzyły ze stalową pewnością na otaczający go świat. Był ubrany w staromodną, jasnoszarą szatę.
- Mag Gwiezdnej Energii. – powiedział patrząc na mnie z dziwnym wyrazem w oczach.
- Jestem Lucy Heartfilia. – powiedziałam pewnie, głosem ostrym jak żyletka i zimnym jak lód. – A ty śmiałeś podnieść rękę na moją rodzinę. Nigdy ci tego nie wybaczę. Zapłacisz za wszystkie krzywdy z nawiązką.
Coś czaiło się w jego oczach. Strach… ?
Nadszedł czas na mój ruch. Rozłożyłam ręce na boki i zamknęłam oczy.
O, Arietis! Pozwól mi chronić moich towarzyszy! Daj mi siłę!
O, Pollokusie! Pozwól mi zając miejsce poległych! Daj mi siłę!
O, Adebaranie! Pozwól mi walczyć zamiast moich przyjaciół! Daj mi siłę!
O, Kausie Australiusie! Pozwól mi być swoim narzędziem! Daj mi siłę!
O, Denebie Algeti! Pozwól mi się poświęcić! Daj mi siłę!
O, Spica! Pozwól mi oddać się objęciom Luny! Daj mi siłę!
O, Al Tarfie! Pozwól mi zostać do końca! Daj mi siłę!
O, Alferaku! Pozwól mi przebyć bezkres nieba! Daj mi siłę!
O, Antares! Pozwól mi zachować się pamięci! Daj mi siłę!
O, Zubenelschemali! Pozwól mi zachować równowagę świata! Daj mi siłę!
O, Sadalusuudzie! Pozwól mi bronić moich towarzyszy! Daj mi siłę!
O, Regulusie! Pozwól mi być jedną z gwiazd! Daj mi siłę!

Wokół mnie zawirowały gwiazdy, oraz udręczone miny moich gwiezdnych duchów. Uśmiechnęłam się do nich. Nie chciałam, by byli smutni.
Cała moją moc eksplodowała. Starła na proch wrogów i zregenerowała siły przyjaciół.
Kiedy światło zgasło upadłam na ziemię bez grama magicznej mocy. Mimo to, uśmiechałam się. Udało się. Ochroniłam tych, których kocham. Zamknęłam oczy. Mój oddech się wyrównał, a serce coraz bardziej zwalniało.
- Lucy! – usłyszałam drżący jego głos. Czułam na policzkach nie swoje łzy i ciepło ogarniające ciało. – Lucy! Nie zostawiaj mnie! – krzyczał. Cierpiał.
- Kocham cię. – wyszeptałam. Moje serce było już u kresu sił. – Udało się. Dziękuję, Fairy Tail…
To były moje ostatnie słowa. Moje serce przestało bić, ale uratowałam moich przyjaciół. Będą żyć. I będą szczęśliwi. Lisanna będzie blisko Natsu. Gray będzie miał Juvię, a Juvia Gray’a. Erza odnajdzie Jellala.
Wszyscy, których kocham… żyją. 
Wygrałam!
________________________________________________________________
No i jest! Przepraszam, ze tak długo! Wiecie, nauka, lekcje, bla, bla... Ale jest! One-shot, ale jest! Kolejny rozdział już w drodze! Powtarzam: Komentujcie! Już prawie 100 wyświetleń! Łii! Już niedługo pojawią się kłopoty, a wraz z nimi nowe postacie! Dobre i złe! 

1 komentarz:

  1. One-shot ekstra!!!Wzruszyłam się (*chlip*).Po prostu coś pięknego...

    OdpowiedzUsuń