sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 5

Nie wprowadziłam tego co zamierzałam, bo czytalibyście to miesiąc. Ale postaram się, żeby następny post nie był jak flaki z olejem. Biorę się na następny rozdział i muszę w końcy dodać te nowe postacie! Ale to mi się w ogóle nie klei. Łeee!!! Lubicie jak narzekam, prawda? To moje ulubione zajęcie, zaraz po gnębieniu ludzi... jestem dziwna... Super! Normalność jest nudna! To moje motto! A ja jestem najciekawszą osobą jaką kiedykolwiek poznaliście! Muachachacha! Ale przejdźmy do rozdziału. Sorry.
_________________________________________________________________________________


Tego chyba za wiele…
Brązowowłosa dziewczyna wracała właśnie do domu. Impreza nawet się udała. Potańczyła, popiła, ale walentynki zawsze były dla niej smutnym dniem. Nigdy nie miała chłopaka i powoli traciła nadzieję na znalezienie go.
Przemierzała zaśnieżone uliczki Magnolii z lekkim grymasem na ustach. Nie mogła się doczekać powrotu do domu. Chciała zdjąć tę paradną kieckę, wziąć kąpiel i pójść spać.
Doszła pod bramę jednej z kamienic koło katedry. Zaczęła szperać w torebce w poszukiwaniu kluczy. Znalazła. Otworzyła ze zgrzytem drzwi. Weszła do środka i poczłapała do swojego mieszkania.
Zdziwiła się, kiedy doszła do drzwi, albowiem przed nimi leżały róże. Bardzo ładne. Białe, mocno pachnące. Koło nich stała duża butelka sake z różową kokardką i liścik wsparty o nią.
Zdziwiona dziewczyna podniosła kartkę i przeczytała.
Czy zostaniesz moją walentynką, Cana?
L
Nie było podpisu. Jedynie to. To romantyczne, ale wkurzające. Ta cała tajemniczość. Mimo to Cana uśmiechnęła się pod nosem. Jest nadzieja, pomyślała.
Wzięła kwiaty i alkohol, poczym weszła do mieszkania. Odstawiła wszystko na stolik. Była zmęczona. Zdjęła sukienkę i nawet nie włożyła jej do szafy. Zostawiła na podłodzie i poszła do łazienki, zdejmując kolejno części swojej garderoby. Napuściła gorącej wody do wanny. Umyła się i odprężyła, poczym wyszła, wytarła się i ubrała piżamę. Weszła pod kołdrę i otuliła się nią szczelnie.
Wyglądała teraz tak słodko i bezbronnie. Nie jak Cana, która umie wypić więcej niż wszyscy w Fairy Tail razem wzięci i nie jak Cana, która rządzi oddziałami magów pewnie i z zimną krwią. Wyglądała jak Cana, osiemnastoletnia dziewczyna, która straciła matkę, ale odnalazła przyjaciół. Jak zagubiona dziewczyna. Zwyczajnie.
Zapadła w głęboki sen.
Nic jej się nie śniło. Co jakiś czas tylko pojawiały się obrazy. Niektóre dobre, inne straszne. Na te drugie reakcja była prosta. Łzy.
Co jakiś czas pod jej powiekami pojawiał się obraz bezwładnego ciała matki, kamiennego nagrobka, pogrzebu… Choć minęło tyle lat, to wciąż przyprawiało ją o dreszcze. Kto zapomniałby coś takiego? Poza tym, niedługo trzeba będzie jechać na jej grób. Zabierze ze sobą Gildartsa. Może się zgodzi. A może nie będzie chciał pojechać na grób żony. Ale Cana nie chciała być sama. Nie teraz.
~*~
Lucy obudziła się cudownie wypoczęta. Słońce oświetlało jej twarz. Jej włosy wyglądały jak utkane z promieni życiodajnej gwiazdy.
Pamiętała wszystko i westchnęła na samo wspomnienie. Zamknęła oczy i rozmarzyła się na chwilę.
Poczuła smakowity zapach z kuchni. Wstała, nieźle zdziwiona, i skierowała się w stronę owego pomieszczenia, przy okazji zakładając na siebie puchaty szlafrok. Wkroczyła niepewnie do pokoju.
Przed kuchenką stał Natsu i smażył naleśniki. Miał na sobie tylko spodnie i ręcznik przewieszony przez ramię. Jego włosy były jeszcze wilgotne. Odwrócił się w stronę Lucy, kiedy weszła. Uśmiechnął się do niej eksponując białe kły.
- Dzień dobry. – przywitał się i przełożył gotowego placka na talerz. – Zrobiłem śniadanie. – powiedział i postawił na stole talerz z kilkoma zawiniętymi naleśnikami.
- Coś ty zrobił z moim Natsu? – zapytała blondynka patrząc osłupiała na chłopaka.
On zachichotał. Podszedł do niej i położył dłonie na jej biodrach. Schylił się nieco i pocałował ją w usta. Mocno i zmysłowo. Kiedy się od niej odsunął po jego ustach błądził szelmowski uśmiech.
- Teraz mnie poznajesz? – szepnął jej do ucha.
- No nie wiem…
- Zjedz śniadanie. Później pójdziemy do gildii i pojedziemy na misję tylko we dwoje… - zaproponował. Ręce Lucy powędrowały za jego szyję, a kąciki ust uniosły się w rozmarzonym uśmiechu.
- Brzmi kusząco. – powiedziała stając na palcach. Zbliżyła swoje usta do jego i złożyła na nich delikatny pocałunek.
~*~
Juvia siedziała obok Gray’a, ale nie zwracała na niego uwagi. Na bladych zazwyczaj policzkach, teraz kwitł rumieńce. Wszystko to z powodu tego, co działo się kilka minut temu.
- Juvia! – niebiesko włosa usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę z białymi włosami, elegancko ubranego i na swój sposób przystojnego.
- Och, Lyon-sama.
- Juvio, chciałem cię zapytać – zaczął i spuścił wzrok. – czy chciałabyś spotkać się ze mną…
Juvia chciała odmówić, ale usłyszała czyjś śmiech. Odwróciła głowę i zobaczyła obiekt swoich westchnień. Był bez koszulki, w samych spodniach. Uśmiechał się dość wrednie do Lyona. Ręce miał założone na piersi.
- Lyon, a ty co tutaj robisz? Nie uda ci się poderwać Juvii. – uświadomił go, a w sercu Juvii zakwitło dziwne uczucie. Wyprostowała się dumnie i spojrzała na Lyona. Na jej usta zawitał uśmiech, sięgający granatowych oczu.
- Juvia chętnie spotka się z Lyonem-sama. – powiedziała słodko i z satysfakcją zobaczyła jak Gray-owi opada szczęka. Lyon był nie mniej zaskoczony. I szczęśliwy.
- Przyjdę po ciebie o siódmej, dobrze?
- Tak. Do zobaczenia, Lyon-sama.
I odeszła w stronę gildii.
Teraz wstała i na sztywnych nogach podeszła do Miry.
 Był na siebie zły. A wyglądało jakby był zły na cały świat. Było zaprosić ją przed Lyonem! Teraz już przepadło! No może była trochę irytująca, ale taka urocza! Jeszcze nigdy nie myślał tak ozadnej dziewczynie. Ale teraz patrzył wilkiem jak odchodziła.
Strauss wycierała cały czas jakieś kubki, myła blat i nalewała drinki. Kiedy zobaczyła jak Wodna Kobieta podchodzi do niej, i to opuszczając Gray’a, zdziwiła się prawie tak bardzo jak Gray. I jeszcze widząc rumieńce na twarzy przyjaciółki osłupiała.
- Co się stało, Juvio?
- J-juvia idzie na randkę z Lyonem-sama. – wydukała zawstydzona, a Mirajane o Mało co się nie przewróciła. Kiedy już miała coś powiedzieć do gildii wpadł Natsu (oczywiście wywalając drzwi z zawiasów i z okrzykiem: WRÓCIŁEM!!! -_-) z Lucy. I do tego trzymali się za ręce. Cała gildia ucichła i spojrzała na magów. Oboje spłonęli rumieńcem. Rumieniący się Natsu wyglądał dość… dziwnie.
W jednej chwili wszyscy do nich skoczyli. Zaczęli zadawać pytania i gratulować. Juvia postanowiła przeczekać ten gwar i pogratulować Lucy w spokojniejszej atmosferze. Już od jakiegoś czasu przestała nazywać ją rywalką w miłości. Widziała jak patrzy na Natsu, i vice versa również. Naprawdę cieszyła się, że przyjaciółka znalazła szczęście. Kiedy pierwsza fala minęła, Lucy podeszła do baru, ciągle cała czerwona.
- Juvia chciała ci pogratulować. – zwróciła się cicho do blondynki. Ta spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dzięki, Juvio. Życzę ci dużo cierpliwości z Gray’em. – uśmiechnęła się słodko, a Wodna Kobieta odpowiedziała tym samym.
- Lucy, wiesz… Juvia umówiła się na randkę z Lyonem. – powiedziała Mira. – Może zorganizować podwójną randkę? – poruszyła śmiesznie brwiami.
- Chciałabym, ale nie mogę. Czynsz. – wytłumaczyła Lucy. – Ale mogę pomóc ci się przygotować! – zwróciła się do Juvii z błyskiem w oku.
- Naprawdę? – niwbieskowłosa się uśmiechnęła.
- Kiedy po ciebie przychodzi?
- O siódmej…
- Tak mało czasu?! – obie z mirą złapały się za głowy. – Miruś, pomóż mi. I weź Lisannę. Przyda nam się dodatkowa para rąk. – zarządziła Lucy. – Idziemy do ciebie, do Fairy Hills.
Wstały i ruszyły do wyjścia. Przed drzwiami Lucy sobie o czymś przypomniała. Powiedziała, żeby Juvia na nią zaczekała i podeszła do Natsu. Juvia nie usłyszała co mu powiedziała, ale zobaczyła jak całuje go w policzek, a on porusza śmiesznie brwiami. Magini Gwiezdnej Energii się zaśmiała i skinęła głową. Wróciła do Juvi z rumieńcami na policzkach. Dużo magów odprowadzało je wzrokiem. Kiedy wyszły z gildii usłyszały jeszcze krzyk Natsu:
- NA CO SIĘ TAK GAPICIE, IDIOCI?!!!
Lucy zaczerwieniła się jeszcze bardziej, a Juvia wybuchnęła perlistym śmiechem. Szczerym i uroczym. Była taka ładna, kiedy się uśmiechała.
_________________________________________________________________
I rozdział gotowy! Naczekaliście się, co? Sorki. Źle wrzuciłam i nie wyświetliło. Pracuję nad One-shotem halloweenowym. Trzymajcie za mnie kciuki :)
I bonus!!!

kto wygra?


Abrakadaaabraaa!!! Aye sir!

To jest przepiękne!!!!

inna mała syrenka! Lepsza!


Też chcę takiego wilka!

mrrau!

Tak to ja rozumiem!


Trich or treat!

1 komentarz: