_______________________________________________________________________________
Misja
Lucy,
Mira i Lisanna właśnie kończyły szykować Juvię na randkę. Wyglądała cudownie.
Miała rozpuszczone włosy i pojedyncze kosmyki skręcały się uroczo.
- I
ostatnia rzecz: rady. – powiedziała Lucy z udawaną powagą, co najbardziej
przyprawiło dziewczyny o napad śmiechu.
-
Pamiętaj Juvio, musisz się uśmiechać. – poradziła jej Lisanna.
- Ale
nie sztucznie! – dodała szybko Mira. – I nie możesz być nachalna. Lyon się
wystraszy.
- Śmiej
się z jego żartów. – upomniała Lucy. Strauss i Juvia wymieniły porozumiewawcze
spojrzenia.
Wodna
kobieta pokiwała głową i uniosła kąciki ust.
-
Myślę, że to wszystko… - Lisanna podrapała się w brodę.
- Lyon
niedługo tu będzie. – stwierdziła Lucy i zaczęła wstawać. – Muszę iść. Opowiedz
mi jak było.
- Tylko
nie nabrój tam z Natsu za bardzo! – usłyszała Lisannę i wybuch śmiechu sióstr
Strauss i Locksar. Odwróciła się i zaczęła zdenerwowana machać rękami. Wywołało
to tylko większy śmiech u dziewczyn. Blondynka też się w końcu zaśmiała i
wyszła.
~*~ Trochę wcześniej, gildia
Levy
masowała skronie, kiedy tamci się kłócili. Jet i Droy znów pokłócili się jaką
misję wziąć. Niebieskowłosej głowa już od tego pękała. Wstała i gniewnie
podeszła do tablicy z ogłoszeniami. Wzięła jedno, o stosunkowo wysokiej stawce,
i bez słowa podeszła do Miry.
- Levy!
Moja kolej na wybieranie zlecenia! – poskarżył się Droy.
- Nie,
bo moja! – wykłócał się Jet.
-
Cicho! – krzyknęła rozzłoszczona McGarden. Chłopcy i kilkoro magów siedzących
dość blisko spojrzało na maginię. Kto by pomyślał, że taka mała dziewuszka może
mieć taki głos! – Wy możecie sobie iść na jaką misję chcecie, ale beze mnie!
Najpierw się uspokójcie! – Levy odwróciła się od kompanów.
- Nie
możesz iść sama! – zaprzeczyli chórem.
- A kto
powiedział, że idę sama? – Levy po drodze do drzwi chwyciła Gajeela za
nadgarstek i wyszła z gildii. Jej zła mina i jego całkowicie zdezorientowana,
przyprawiła niektórych magów o napad śmiechu.
Przed
gildią magini solidnego rękopisu puściła chłopaka. Ciągle wyglądała na złą. Wygląda słodko, kiedy się złości. Taka
myśl pojawiła się w umyśle Gajeela, ale zaraz skarcił się za takie uczucia. Nie
chciał… nie mógł żywić do niej takich uczuć. W końcu zrobił jej tak wielką
krzywdę. Po tym, bał się zrobić jej coś jeszcze. Nie mógł zaufać sam sobie.
- Nie
musisz ze mną jechać. – burknęła i pewna, że nie pójdzie odwróciła się. Jakież
było jej zdziwienie kiedy zagrodził jej drogę.
- Chyba
nie myślisz, że puszczę cię samą, mała. – zmierzył ją wzrokiem. Zrobiła zaciętą
miną. Zawsze, kiedy nazywał ją mała.
No była drobna, ale czemu ciągle wszyscy muszą jej o tym przypominać?!
- Za
godzinę na dworcu. Mamy odzyskać jakąś szkatułkę, bardzo cenną. – powiedziała i
poszła w stroną swojego domu. Po powrocie z wyspy Tenoru postanowiła
przeprowadzić się z Fairy Hills. Teraz jej domem (poza gildią, oczywiście) było
małe mieszkanko przy księgarni.
Gajeel
odprowadzał ją wzrokiem, aż nie zniknęła za zakrętem. Zauważył na jej
policzkach lekkie rumieńce. Nie wiedział czy były od mrozu, gniewu czy czegoś
innego. A ona wiedziała. Rumieniła się, bo oto dotarła do niej informacja, że
będą razem podróżować i razem wykonają misję. Spędzą ze sobą kilka dni, ciągle
ze sobą. Bez elementów zakłócających.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz