niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 7

Tak jak w poprzednim poście, przepraszam za komplikacje i, że ostatnio jest krótko. Ale pracuję nad nowym rozdziałem z Gale. Nie obiecuję, że zostanie on zamieszczony bo jutro jest zebranie... znacie to? Módlcie się o zbawienie mojej robaczywej duszy.
Już niedługo świętej pamięci,
Córka diabła-Mari.
___________________________________________________________________________________
Wspomnienie
Nieźle już zdenerwowana czekała na tym przeklętym peronie. Tupała niecierpliwie stopą i co chwilę zerkała na wielki zegar. Nie wiedziała jak on może się tak spóźniać.
I zobaczyła sylwetkę mężczyzny z rozczochranymi, długimi włosami. Szedł niespiesznie, a niektórzy ludzie ustępowali mu z drogi. Kiedy się zbliżył, widać było jego rozciętą wargę i mały siniak nad… nad miejscem gdzie powinny być brwi, a był piercing.
- Wolniej nie można było? – powiedziała zamiast powitania. – Chodź, pociąg nam zaraz ucieknie.
Odwróciła się na pięcie i poszła żwawym krokiem w stronę pociągu. Usłyszała kroki Gajeela za sobą. Cieszyła się, że nie musi wypełniać tej misji sama. A jeszcze bardziej radowała się tym, że jej partnerem jest akurat Żelazny Smoczy Zabójca. Z drugiej strony, ta myśl była również stresująca. Nie, nie straszna. Nie bała się Gajeela. Już nie. Wręcz przeciwnie…
~*~
Różowowłosy chłopczyk położył ciepłą dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się pocieszająco.
- Nie martw się, Haru. – powiedział w znanym jej języku, przypominającym język aniołów, i ustawił jej ręce w odpowiedniej pozycji. – Tak lepiej. Spróbuj teraz.
Uwolniła magię, pozwalając by płomienie otoczyły jej ręce. Skupiła się na utrzymaniu ich. Były różowo-pomarańczowe, podobne do zachodu słońca. Śliczne, gorące, ale bardzo męczące. Zgasły chwilę później.
Dziewczynka wypuściła powietrze ustami i zrezygnowana opuściła ręce. Jej długie włosy były różowe, tak jak u stojącego obok chłopca, ale od połowy miały barwę wina. Duże, lekko skośne oczy miała czarne jak dwa węgle. Różowowłosy chłopczyk również. Na sto procent byli rodzeństwem.
- Dlaczego jestem taka słaba, Natsu? – w jej oczach pojawiły się łzy. Natsu przytulił ją w opiekuńczym geście.
- Ne jesteś słaba, tylko mała. Też tak miałem.
Zaczął wiać mocny wiatr, a na polanę na której się znajdowali, padł wielki cień. Chwilę później przed dziećmi  wylądował majestatyczny, czerwony smok. Spojrzał na rodzeństwo ciepło.
- Igneel! – wykrzyknęły radośnie dzieci i podbiegły do zwierzęcia przytulając się do jego szyi.
- Już, już. – przemówił smok. – Natsu – zwrócił się do chłopca – znów uczysz Haru magii?
- Tak, tato. – chłopczyk uśmiechnął się do smoka.
Smok zaśmiał się. Ogonem przytulił do siebie dzieci.
Natsu wpatrywał się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Miał nieobecny wyraz twarzy i nawet nie zauważył, kiedy Lucy przyszła.
- Ej, Natsu! – pomachała dłonią przed twarzą, a on jakby się obudził. Spojrzał na nią zdezorientowany.
- Hmm?
- Nasz pociąg już przyjechał – powiedziała zirytowana i wskazała piekielny środek transportu. – I nawet mnie nie denerwuj gadaniem: „za żadne skarby do tego nie wejdę”!
Chłopak uśmiechnął się lekko i zarzucił plecak na ramię, poczym wstał. Bez słowa skierował się do pociągu, przy okazji napawając się zdumioną miną swojej ukochanej. Obejrzał się za siebie i skinął na nią. Ona szybko go dogoniła i razem weszli do maszyny.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz