poniedziałek, 22 września 2014

WIELKA INFORMACYJA!!!

No, doczekaliście się! Jestem chora, więc nie mam co robić, WIĘC będę pisać bloga. Wiem, wiem, że jesteście ciekawi (wszystkie cztery osoby, które mnie obserwują, dzięki) -  ja też... No dobra! Biorę dupę w troki i ogarniam palce!

No dobra! Komentujcie, obserwujcie, skargi  nie do mnie!

I: rozdział 9 - poprawiony. Sorry, jednak OC nie jest dla mnie!

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 10

Witajcie, kochani! I oto jest kolejny rozdział! Znowu nowe postacie i nieco o misji Gajeela i Levy. Pragnę wam złożyć życzenia z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku! To tak: życzę wam tony słodyczy, wielu prezentów pod cudowną choinką, weny dla bloggerów, samych dobrych ocen w szkole, białego śniegu (jeśli ktoś lubi to paskudztwo) i cierpliwości z kolejnym rozdziałem.
Laxus: To ode mnie też życzenia! Niech moc będzie z wami!
Co ty tutaj robisz?!!! I co to za życzenia?!
L: Och, po prostu daj ten rozdział!
____________________________________________________________________________________



Tajemnicze pudełko cz. 2

Levy usłyszała pukanie do drzwi około pół godziny później. Podniosła wzrok znad książki, na której nie mogła się skupić.
- Proszę. – powiedziała. Do środka wszedł niepewnie Gajeel. Niebiesko włosa uniosła brwi. – O co chodzi, Gajeel?
- Narada. – mruknął pochmurnie. Dziewczyna odłożyła książkę na stolik nocny i skupiła się na Smoczym Zabójcy. Podciągnęła nogi i oparła brodę na kolanach. Patrzyła jak czarnowłosy podchodzi bliżej i niezręcznie rozgląda się wokół. Levy poklepała miejsce obok, na łóżku. Gajeel przysiadł na materacu i od razu zaczął mówić – Śmierdzi mi ta sprawa z pudełkiem. – oznajmił.
- Nie przesadzaj, Gajeel. Jesteś strasznie podejrzliwy. – stwierdziła Levy i wyciągnęła się jak kot. Strzeliły jej stawy.
- Pokaż mapę. – zażądał chłopak. Ona wyjęła papier spod poduszki i podała mu go. Rozłożył mapę i przyjrzał się jej uważnie. Jego brwi zbliżały się do siebie coraz bardziej. Nie wiedzieć czemu, teraz skojarzył jej się z Natsu. – Rozumiesz te runy? – w jego głosie słychać było napięcie. Spojrzała na niego i zobaczyła, że twarz ma bladą jak papier.
- Nie. Nigdy nie widziałam takich znaków. Myślę, że są bardzo stare…
- Są bardzo, bardzo, braardzo stare. – powiedział Gajeel wciąż przypatrując się mapie. Levy nie wiedziała skąd on może to wiedzieć. – To Smocze Runy. – odpowiedział na jej niezadane pytanie. – Każdy smok i Smoczy Zabójca je zna.
- Czyli Natsu też?
- Na sto procent… - chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ugryzł się w język. Levy była ciekawa co chciał dodać. – Tym bardziej to pudełko mi nie leży.
- Tak. To jest podejrzane. Ale kto tak naprawdę schował to pudełko i dlaczego?
- Słyszałaś o Puszce Pandory? – czerwone oczy Gajeela wpatrywały się w dziewczynę. Miał napięte ramiona i zaciśnięte szczęki. McGarden skinęła głową. – Istnieje taka legenda. O Szkatułce Dziesięciu Złych Smoków. To są właściwie siły, które mogą zabić Smoczych Dziedziców i wypalić ich krew na zawsze. Znaczy to tyle: jeśli otworzymy taką szkatułkę to umrę ja, Natsu, Wendy i inni Smoczy Zabójcy. Oczywiście jest to tylko przeczucie. Silne przeczucie.
- Smoczy Dziedzice? Dziesięciu Smoczych Zabójców?
- Smoczy Dziedzice to Smoczy Zabójcy. I tak, dziesięciu. Teraz znamy siedmiu. Ja, Natsu, Wendy, Rogue, Sting, Laxus, Cobra. Ale chyba pominąłem coś w tej legendzie. Prawie na pewno.
- Ale co mamy teraz robić? Skoro to może być ta cała zaraza, to nie możemy oddać jej panu Cecilowi. I nie mam pojęcia czemu on chciałby mieć tą szkatułkę.
- Najpierw wypadałoby dowiedzieć się co było w tej legendzie. – Gajeel podrapał się po głowie i skrzywił się nieco. – Natsu mógłby pomóc. On zna wszystkie legendy smoków.
- On? Nasz Natsu? – nie mogła sobie tego wyobrazić.
- Noo… - Gajeel potarł oczy. – Zrobimy tak…
~*~
Przechadzała się w tę i we w tę po wielkiej grocie. Jedynym źródłem światła były magiczne pochodnie przymocowane do ścian. Z jednej z ciemnych szpar prowadzą-cych do owej groty wyszedł wysoki mężczyzna. Miał czarne włosy splecione w warkocz sięgający tam, gdzie kręgosłup traci swą szlachetną nazwę. Kąciki jego ust unosiły się w delikatnym uśmiechu. Miał na sobie czarną koszulkę, bojówki i ciężkie glany. Ona miała podobny ubiór. Jego szaro-niebieskie oczy przypatrywały się jej czarne.
- Przestań chodzić jakbyś miała robaki w tyłku, księżniczko. – rzucił i podszedł do niej. Poruszał się powoli, z gracją dzikiego kota.
- Zamknij się, Masashi. – burknęła i odrzuciła włosy. Oparła jedną dłoń na biodrze i przekrzywiła głowę. Jej włosy sięgały talii. Do połowy różowe, a później o barwie krwi. Lekko opalona cera i czarne, wesołe oczy nadawały jej wyglądowi delikatności, lecz sposób chodzenia, wyzywające spojrzenie i strój upodabniał do prawdziwej femme fatale. – Czego się dowiedziałeś? Wydobędą Gaari?
- Myślę, że tak. – jego miły uśmiech znikł i zastąpił go wyraz troski i smitku. – Ale postanowili najpierw iść do Natsu, a dopiero później szukać Gaari.
Natsu.
Jej twarz stała się nienaturalnie blada, nogi były jak z waty. I najpewniej spotkałaby się z podłogą, ale Masashi złapał ją zanim upadła. Jej usta drżały, oczy miała szeroko otworzone. Ale to niemożliwe. Nie. Nie, on n i e  ż y j e! Natsu umarł! Zginął wtedy… w czasie ataku na Leże.
- Natsu?
- Tak. On jednak żyje, Haru. Widziałem go.
- I nie powiedziałeś mi?! – temperatura jej ciała wzrastała. Szok powoli mijał, zastępowała go złość.
- Musiałem to sprawdzić. – on nie tracił spokoju. – przez siedem lat był jakby… zamrożony. Zatrzymany w czasie. Dołączył do gildii Fairy Tail. I… znalazłem Nieprzebudzoną.
- Kto?
- Lucy Heartfilia. 
_________________________________________________________________
Krótki, ale nie miałam już więcej pomysłów na niego. Jeśli pisałabym dalej napisałabym coś, co ma się pojawić później. I tutaj zostawię wam pytania nad którymi macie się głowić:
Skąd Masashi zna Natsu?
Co to Gaari?
O co chodzi z legendą o Szkatułce Dziesięciu Złych Smoków? 
Dlaczego NATSU ma wiedzieć o co w tym chodzi?

hahaha! Sama jeszcze nie wiem! No dobra, żartuję. A kolejny rozdział chyba pojawi się już w 2014. Ale może wcześniej. :) 
L: No to żeś się popisała.
Zamknij się! *wyrzuca go przez okno* Wesołych świąt! I jesze specjalne życzenia dla dziewczyn:
Żeby miał was kto całować pod jemiołą, żebyście miały kogoś przy kim nie będzie wam zimno i żebyście miały kogoś, kto będzie nosił wasze paczki. <3
Nicolai: M-mari...
*diaboliczny śmiech*

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 9

GOMENASAI! GOMENASAI! GOMENASAI!!!!!! wiem, że miało być szybciej, ale miałam karę. Nie pytajcie. I zaraz zmieniam (znów, wiem.) wygląd bloga. Powracam chyba do pierwotnej wersji. No ok. To czytajcie.
__________________________________________________________________________________


Propozycja

Cana siedziała przy barze ze zmartwioną i smutną miną. Pod oczami miała ciemne sińce świadczące o źle przespanej nocy. Nie piła, co wszystkich martwiło. Mira wielokrotnie pytała się o co chodzi, ale ona zbywała ją odpowiedziami: „To nic takiego” i „Wszystko dobrze, naprawdę”. Ale to nie było nic i nie było dobrze.
Ktoś postawił przed nią kieliszek. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie niebieskich oczu.
- Co jest, Cana? – już otwierała usta, żeby po raz kolejny powiedzieć „To nic takiego”, ale jej nie pozwolił. – Nie mów mi tego co Mirze. Nie uwierzę, że nie pijesz hekto-litrów sake bez powodu.
- Pff. – tak, Laxus jak nikt potrafił ją zirytować, nawet w takim momencie. Może to dobrze. Zaraz jednak nawiedził ją obraz grobu matki. Na kąciki jej ust zadziałała bezwzględna grawitacja. – Muszę jechać na grób mamy. – powiedziała bardzo cicho. – Gildartsa nie ma, a ja nie chcę jechać tam sama.
- Pojadę z tobą, jeśli chcesz. – powiedział spokojnie Laxus. – Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mojego towarzystwa.
- Naprawdę ze mną pojedziesz? – spytała Cana, patrząc w jego niebieskie oczy.  – Czy tylko żartujesz?
- Pojadę. To kiedy jedziemy?
- No, chciałabym jutro. – powiedziała nieco zaskoczona tym, co powiedział Dreyar. Ale cieszyła się, że nie będzie sama.
- W takim razie powinnaś iść do domu się przespać. Wątpię, żeby to, że będziesz jak zombie, pomogło ci jakoś.
- Chyba masz rację. – powiedziała po chwili namysłu. Zsunęła się z krzesła i ruszyła do drzwi. A Laxus podążał za nią jak cień. – Co robisz?
- Odprowadzam cię. – powiedział z prostotą.
Cana uśmiechnęła się lekko. Wyszli na wciąż jeszcze zaśnieżoną ulicę Magnolii. Mróz zaszczypał ją w twarz i zmarszczyła nos. Laxus pomyślał, że wygląda uroczo. Zaraz odwrócił wzrok.
Szli w ciszy. On nie wiedział, co powiedzieć, a ona nie chciała przerywać milczenia, zatopiona w swoich myślach. Spacerowym krokiem przemierzali brukowane uliczki pełne ludzi. Dzieci rzucały się śnieżkami, dorośli także korzystali z zimowych dni. Zanim się spostrzegli, stali już pod drzwiami kamienicy, w której mieszkała Alberona.
- Too… do jutra. – powiedziała i spojrzała na towarzysza, On skinął głową, ale nie odszedł. Czekał aż Cana wejdzie do mieszkania i dopiero wtedy ruszył w stronę swojego domu. Założył słuchawki na uszy i puścił muzykę. W sumie, cieszył się nawet, że Cana nie będzie sama.

________________________________________________________________
Krótkie, ale jest. A 2 część już się robi. :) nie gniewajcie się, misiaczki.  I kolejny raz: proszę o KOMENTARZE. :) baj, baj... <3

niedziela, 24 listopada 2013

Tester i moja gadanina! Yeah!

(dzisiaj goszczę Laxusa, więc nie dziwcie się, że mi się tu wpierdala w zdania.)Ostatnio natchnęło mnie na pisanie opowiadania(tak, tak, wiem. Już to przerabialiśmy...) o Fairy Tail w naszych czasach.
Laxus: Znowu? Dziewczyno, ile można?
Zamknij się. I oto teraz daję wam do przeczytania kawałek tego co napisałam. Jeśli się spodoba: zastanowię się nad dalszą częścią. I tak będę to pisać, ale niekoniecznie się tym dzielić. Może założę kolejnego bloga?*zaczyna iskrzyć* Tak, tak... A rozdział ukaże się najpewniej w... czwartek. Nie mam pomysłu... i zaczynam kolejny paring!*stuka się w czoło* Muachachacha! I dziękuję osobie, która zagłosowała na ankiecie o tam. Z boku. Widzicie? Wy też możecie! :) No, nie wiem jak się nazywasz, ale dziękuję. Ja też lubię GaLu. Właściwie to nie mogłam się zdecydować na główny paring bloga, ale przyjaciółka pchnęła mnie w stronę NaLu. Pozdrowienia Agatos i Blue-chan! ;) I niedługo pojawią się nowe postacie. Czekajcie, a będzie wam dane. O ile matka mnie wcześniej nie zabije. Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
L: Jakby co, to ja tu jeszcze wrócę!
____________________________________________________________________________________



Siedział w klasie i ostentacyjnie olewał resztę towarzystwa. Wyglądał znudzony przez okno. Nauczyciel, niski staruszek z białymi wąsami i łysiną na głowie, tłumaczył właśnie po co tu się znajdują, bla, bla, bla. Innymi słowy: lekcja organizacyjna.
Na dziedziniec weszła, a raczej wbiegła, jakaś blond dziewczyna. Wyglądała dość zwyczajnie, ale było w niej coś znajomego. Złote włosy sięgały jej łopatek, przez ramię miała przewieszoną torbę.
Śledził ją wzrokiem, aż zniknęła w szkolnym wnętrzu.
Chwilę jeszcze patrzył w tamto miejsce, a później przeniósł wzrok na nauczyciela.
- No dobrze, teraz przejdźmy do usiedzeń. – powiedział nauczyciel i spojrzał na swoje papiery. – Hmm… Ach! Zapomniałem wam o czymś powiedzieć! – wziął wdech, gdy do klasy weszła owa, nieco zdyszana blondynka.
- Przepraszam… za spóźnienie… - wysapała.
Miała na sobie niebiesko-białą bluzkę bez rękawów i niebieską spódnicę. Nie można było powiedzieć, że matka natura jej nie lubi… Oczywiście ten punkt przyciągnął uwagę wszystkich chłopców.
- Nic się nie stało... – nauczyciel szukał w pamięci jej imienia.
- Lucy. – podpowiedziała z delikatnym uśmiechem dziewczyna. Wyglądała bardzo niewinnie, a zachowanie świadczyło o nieśmiałości, więc skąd ten strój?
- Ach tak, wybacz. Po lekcji podejdź do mnie, dobrze? Teraz przedstaw się klasie.
- J-jestem Lucy, miło mi. – powiedziała, a jej policzki przybrały jaskrawszą barwę.
Pomyślał, że jest teraz urocza.
- Usiądź obok… - nauczyciel zaczął przeczesywać wzrokiem salę w poszukiwaniu wolnego miejsca. Niektórzy chłopcy ze złością w oczach mierzyli wzrokiem swoich sąsiadów z ławki, Sting na ten przykład. Nie było specjalnie mało wolnych miejsc, ale niektórzy po prostu nie mogli siedzieć z kimś. – Obok Erzy. – wskazał miejsce w środkowym rzędzie. Były tam tylko cztery ławki. W przedostatniej siedziała dziewczyna o długich, szkarłatnych włosach. Na nosie miała okulary w czarnych oprawkach.

Lucy nieśmiało podeszła do Erzy i odsunęła krzesło. Kiedy szła, spojrzenia wszystkich śledziły jej kroki. Nauczyciel westchnął.
- Możecie się przywitać z Lucy. – ledwo to powiedział, a już wszyscy otoczyli nową koleżankę.
Zrobiło się tłoczno i głośno. Wszyscy zaczęli zadawać pytania i się przedstawiać. Głosy zlały się w jedną, bezsensowną całość.
- Spokój! – krzyknęła w końcu Erza. Wszyscy ucichli i patrzyli na nią w oczekiwaniu. – JA się tym zajmę. – teraz odwróciła się do Lucy i uśmiechnęła miło. – Jestem Erza Scarlet. A to – wskazała na ciemnowłosego chłopaka z ciemnoniebieskimi oczami. – Gray Fullbuster, Natsu Dragneel – różowo włosy – Lyon Vastia – skośnooki z białymi włosami postawionymi do góry(wypadek w laboratorium?) – Sing Eucliffe i Rogue Cheney, … - przedstawiała powoli chłopców, a później dziewczyny. Lucy zapamiętała większość imion i nazwisk. – A teraz, jeśli można spytać, to jak masz na nazwisko?
- Heartfilia. – powiedziała cicho Lucy.
- Długo tu mieszkasz? – wyrwało się Gray’owi. Spojrzał przestraszony na Erzę, tak jak wszyscy zresztą, ale ona wydawała się być zainteresowana odpowiedzią.
- Nie. Od dwóch tygodni.
- Czym się interesujesz? – to pytanie zadała białowłosa dziewczyna. Ta z długimi włosami. Mirajane, chyba.
- Kocham czytać, piszę opowiadania… - wzruszyła ramionami. – Niezbyt interesuję się sportem. Muzykę słucham pasjami.
- A czego słuchasz? – zapytał Natsu. Jego nie mogła nie zapamiętać. No po prostu się nie dało.
- Właściwie… to wszystkiego. Klasyka, pop, rock, metal… - wyliczała. – Nie przepadam za rapem. Ale tego chyba nie można zaliczyć do muzyki.
- Szczęście, że nie ma tu Gajeela. – powiedział ktoś w tłumie, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
- No nie wiem. Odbiła sobie rockiem i metalem. – powiedziała dziewczyna. Była bardzo drobna, miała niebieskie włosy i żółtą opaskę. 
-______-__________________________________________________________________________
Gajeela nie ma? Nie ma! Ale nie martwcie się, kochani :3... A propos, zdradzę wam mały kawałek nowego rozdziału. Kawałeczek wam tu napiszę. :3A Laxus się na mnie wścieknie...
L: Już zaczynam.


"Cana siedziała przy barze ze zmartwioną i smutną miną. Pod oczami miała ciemne sińce świadczące o źle przespanej nocy. Nie piła, co wszystkich martwiło. Mira wielokrotnie pytała się o co chodzi, ale ona zbywała ją odpowiedziami: „To nic takiego” i „Wszystko dobrze, naprawdę”. Ale to nie było nic i nie było dobrze.
Ktoś postawił przed nią kieliszek. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie niebieskich oczu."

I tak właściwie to tylko tyle napisałam... *mrok* Ale muszę się uczyć do sprawdzianu z historii. Po co to w ogóle komu, no?
Laxus: Zabiję cię! Co żeś ty napisała?! I nie narzekaj! Pociesz się, że Weronika dostanie opieprz! 
Mimo wszystko to mało pocieszające... A tak w ogóle, to czemu ci się nie podoba, iskierko? Pasujecie do siebie! No, chyba, że wolisz Mirę... 
L: Nie! To znaczy... AAA I tak cię zabiję!
Faceci. I wyjaśniam wam: Weronika to moja kuzynka, która dostanie opieprz za to, że nie posprzątała łazienki i musiałam robić to sama. Ale lubię wodę i właściwie wszystkie pracę z nią związane, więc... nie było tak źle. :) I mimo, że lubię jak Weronika dostaje opieprz, kocham ją. 
Buziaki.
L: Ode mnie kopniaki. Do książek, a nie te bzdury czytać!
Przestań! I tak mam mało czytelników! Wypad mi stąd!   *wyrzuca Laxusa za okno* Zrobione. Komentujcie, wysyłajcie maile, jak chcecie. :)