piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 9

GOMENASAI! GOMENASAI! GOMENASAI!!!!!! wiem, że miało być szybciej, ale miałam karę. Nie pytajcie. I zaraz zmieniam (znów, wiem.) wygląd bloga. Powracam chyba do pierwotnej wersji. No ok. To czytajcie.
__________________________________________________________________________________


Propozycja

Cana siedziała przy barze ze zmartwioną i smutną miną. Pod oczami miała ciemne sińce świadczące o źle przespanej nocy. Nie piła, co wszystkich martwiło. Mira wielokrotnie pytała się o co chodzi, ale ona zbywała ją odpowiedziami: „To nic takiego” i „Wszystko dobrze, naprawdę”. Ale to nie było nic i nie było dobrze.
Ktoś postawił przed nią kieliszek. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie niebieskich oczu.
- Co jest, Cana? – już otwierała usta, żeby po raz kolejny powiedzieć „To nic takiego”, ale jej nie pozwolił. – Nie mów mi tego co Mirze. Nie uwierzę, że nie pijesz hekto-litrów sake bez powodu.
- Pff. – tak, Laxus jak nikt potrafił ją zirytować, nawet w takim momencie. Może to dobrze. Zaraz jednak nawiedził ją obraz grobu matki. Na kąciki jej ust zadziałała bezwzględna grawitacja. – Muszę jechać na grób mamy. – powiedziała bardzo cicho. – Gildartsa nie ma, a ja nie chcę jechać tam sama.
- Pojadę z tobą, jeśli chcesz. – powiedział spokojnie Laxus. – Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mojego towarzystwa.
- Naprawdę ze mną pojedziesz? – spytała Cana, patrząc w jego niebieskie oczy.  – Czy tylko żartujesz?
- Pojadę. To kiedy jedziemy?
- No, chciałabym jutro. – powiedziała nieco zaskoczona tym, co powiedział Dreyar. Ale cieszyła się, że nie będzie sama.
- W takim razie powinnaś iść do domu się przespać. Wątpię, żeby to, że będziesz jak zombie, pomogło ci jakoś.
- Chyba masz rację. – powiedziała po chwili namysłu. Zsunęła się z krzesła i ruszyła do drzwi. A Laxus podążał za nią jak cień. – Co robisz?
- Odprowadzam cię. – powiedział z prostotą.
Cana uśmiechnęła się lekko. Wyszli na wciąż jeszcze zaśnieżoną ulicę Magnolii. Mróz zaszczypał ją w twarz i zmarszczyła nos. Laxus pomyślał, że wygląda uroczo. Zaraz odwrócił wzrok.
Szli w ciszy. On nie wiedział, co powiedzieć, a ona nie chciała przerywać milczenia, zatopiona w swoich myślach. Spacerowym krokiem przemierzali brukowane uliczki pełne ludzi. Dzieci rzucały się śnieżkami, dorośli także korzystali z zimowych dni. Zanim się spostrzegli, stali już pod drzwiami kamienicy, w której mieszkała Alberona.
- Too… do jutra. – powiedziała i spojrzała na towarzysza, On skinął głową, ale nie odszedł. Czekał aż Cana wejdzie do mieszkania i dopiero wtedy ruszył w stronę swojego domu. Założył słuchawki na uszy i puścił muzykę. W sumie, cieszył się nawet, że Cana nie będzie sama.

________________________________________________________________
Krótkie, ale jest. A 2 część już się robi. :) nie gniewajcie się, misiaczki.  I kolejny raz: proszę o KOMENTARZE. :) baj, baj... <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz