__________________________________________________________________________________
Propozycja
Cana
siedziała przy barze ze zmartwioną i smutną miną. Pod oczami miała ciemne sińce
świadczące o źle przespanej nocy. Nie piła, co wszystkich martwiło. Mira
wielokrotnie pytała się o co chodzi, ale ona zbywała ją odpowiedziami: „To nic
takiego” i „Wszystko dobrze, naprawdę”. Ale to nie było nic i nie było dobrze.
Ktoś
postawił przed nią kieliszek. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie
niebieskich oczu.
- Co
jest, Cana? – już otwierała usta, żeby po raz kolejny powiedzieć „To nic
takiego”, ale jej nie pozwolił. – Nie mów mi tego co Mirze. Nie uwierzę, że nie
pijesz hekto-litrów sake bez powodu.
- Pff.
– tak, Laxus jak nikt potrafił ją zirytować, nawet w takim momencie. Może to
dobrze. Zaraz jednak nawiedził ją obraz grobu matki. Na kąciki jej ust
zadziałała bezwzględna grawitacja. – Muszę jechać na grób mamy. – powiedziała
bardzo cicho. – Gildartsa nie ma, a ja nie chcę jechać tam sama.
-
Pojadę z tobą, jeśli chcesz. – powiedział spokojnie Laxus. – Zrozumiem, jeśli
nie będziesz chciała mojego towarzystwa.
- Naprawdę
ze mną pojedziesz? – spytała Cana, patrząc w jego niebieskie oczy. – Czy tylko żartujesz?
-
Pojadę. To kiedy jedziemy?
- No,
chciałabym jutro. – powiedziała nieco zaskoczona tym, co powiedział Dreyar. Ale
cieszyła się, że nie będzie sama.
- W
takim razie powinnaś iść do domu się przespać. Wątpię, żeby to, że będziesz jak
zombie, pomogło ci jakoś.
- Chyba
masz rację. – powiedziała po chwili namysłu. Zsunęła się z krzesła i ruszyła do
drzwi. A Laxus podążał za nią jak cień. – Co robisz?
-
Odprowadzam cię. – powiedział z prostotą.
Cana
uśmiechnęła się lekko. Wyszli na wciąż jeszcze zaśnieżoną ulicę Magnolii. Mróz
zaszczypał ją w twarz i zmarszczyła nos. Laxus pomyślał, że wygląda uroczo.
Zaraz odwrócił wzrok.
Szli w
ciszy. On nie wiedział, co powiedzieć, a ona nie chciała przerywać milczenia,
zatopiona w swoich myślach. Spacerowym krokiem przemierzali brukowane uliczki
pełne ludzi. Dzieci rzucały się śnieżkami, dorośli także korzystali z zimowych
dni. Zanim się spostrzegli, stali już pod drzwiami kamienicy, w której
mieszkała Alberona.
- Too…
do jutra. – powiedziała i spojrzała na towarzysza, On skinął głową, ale nie
odszedł. Czekał aż Cana wejdzie do mieszkania i dopiero wtedy ruszył w stronę
swojego domu. Założył słuchawki na uszy i puścił muzykę. W sumie, cieszył się
nawet, że Cana nie będzie sama.
________________________________________________________________
Krótkie, ale jest. A 2 część już się robi. :) nie gniewajcie się, misiaczki. I kolejny raz: proszę o KOMENTARZE. :) baj, baj... <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz